wtorek, 4 grudnia 2012

FACEBOOK

Dziś post z innej beczki"Przygody Oliviera" mają swoją stronę na facebooku. Zapraszam was do lajkowania, komentowania i współpracy. Mam nadzieję, że z waszą pomocą rozkręcę ją i zyskam nowych czytelników. 

Do poczytania!

Przygody Oliviera - Olivier w tęczowym świecie (klik!)

sobota, 1 grudnia 2012

Hero of war




- To już ostatnie. - powiedziałem gdy Norbert postawił na podłodze tekturowe pudło.
- Uff, jak dobrze. Daj mi się czegoś napić, bo umrę. - usiadł na podłodze i oparł się o ścianę.
Przyniosłem mu szklankę z wodą i umiejscowiłem się naprzeciw niego. Miał przymknięte powieki, a na czole widniały pojedyncze kropelki potu. Zmęczyłem go ciąganiem tych kartonów. Nie chciałem tego robić, ale niestety stan zdrowia zmuszał mnie do tego.
Zacznijmy od początku. Tego feralnego dnia, gdy wróciłem od mego chłopaka, zjadłem z rodzicami urodzinowy obiad. W prezencie nie dostałem nic poza meblami do nowego mieszkania no i samym lokum, ale też więcej nie potrzebowałem. To było spełnieniem moich marzeń! W przypływie dobroci i rodzicielskiej miłości tato zaproponował spacer. Zgodziłem się. W końcu to nic złego pochodzić w parku z rodziną. Chociaż na d
worze było mokro i mżyło czas płynął przyjemnie. Gdy już wracaliśmy musieliśmy zejść kilka stopni po kamiennych schodkach. Pech chciał, że poślizgnąłem się i wywinąłem takiego orła, że mama o mały włos nie dostała zawału. Oczywiście pogotowie zostało wezwane, zabrali mnie do szpitala, zrobili mi prześwietlenie i zapakowali w gips. Takim oto trafem od kostki aż po same udo byłem usztywniony.
Obowiązek noszenia wszystkich moich rzeczy spadł na Norberta. Kawalerka, którą kupili mi rodzice (tak! kupili, nie wynajęli) znajdowała się na czwartym piętrze. Wejście tam kosztowało mnie wiele wysiłku. Norbi zrobił w tym czasie kilka kursów, a ja dzielnie p
okonywałem kolejne piętra i doszedłem na górę z laptopem. Dokładnie taki był mój wkład w przeprowadzkę. Co prawda pomóc mogli mi rodzice, ale wiedziałem jak nie lubią takich rzeczy więc wysłużyłem się moim facetem. Na szczęście nie gniewał się na mnie ani odrobinkę.
- Dobra, żyję. - stwierdził po kilkuminutowej ciszy.
- Cieszę się. - zbliżyłem si
ę do niego i posmakowałem jego ust.
Musiałem przyznać, że cała przeprowadzka była dla mnie czymś w rodzaju początku nowego etapu w życiu. Wiem, że nie oznaczało to mieszkania z Norbim, aczkolwiek byłem pewien, że da nam to więcej swobody.
- Chodź, urządzimy jakoś pokój żebyś miał gdzie spać. - wyrwał mnie z rozmyślań.
- Jeśli już mówisz o spaniu... Może przeno
cujesz dziś u mnie? - spojrzałem na niego zalotnie.
- Z ciebie i tak pożytku nie będzie. - zażartował.
- Ha ha ha! - wykrzyknąłem oburzony. - Chcesz się przekonać?
- Z chęcią.
Tak oto umówiliśmy się na wspólną nockę. Norbert pojec
hał jeszcze do domu po rzeczy, a ja rozpakowywałem jedzenie, sztućce, talerze, garnki i tym podobne rzeczy. Gdy usłyszałem domofon kuchnia wyglądała całkiem należycie.
- To jaaa! - Norbert wrzasnął.
Otworzyłem drzwi z myślą, iż muszę uśmiadomić mu, że nie mam problemów ze słuchem. W zaskakująco szybkim tempie pojawił się na górze i przytulił mnie na przywitanie.
- Powiedziałem mamie, że jadę do Gabriela uczyć się matmy.
- Przecież jutro jest sobota. - zastanawiałem się kto może kuć z piątku na sobotę.
- Powiedziałem, że mam trudną klasówkę w poniedziałek.
- I wszystko jasne.

W czasie gdy Norbert zrzucał wierzchnie ubranie ja wróciłem do porządkowania kuchni. Nawet nie usłyszałem k
iedy mój chłopak wszedł i stanął za mną. Może i mam coś ze słuchem... W każdym razie poczułem jego dłonie na moich biodrach i oddech na karku.
- Chodźmy uczcić przeprowadzkę... - zamruczał.
- Mhmm. - podobała mi się jego propozycja. - Winko?
- Chętnie.
Puścił mnie na chwilę i wziął z szafki dwa kieliszki. Ja sięgnąłem po wino i poczłapałem do pokoju, który teraz był dla mnie zarówno salonem jak i sypialnią. Jadalnią w zasadzie też. Usadowiliśmy się na miękkiej, kremowej sofie. Norbert nalał nam alkoholu i wniósł toast.
- Za nowy etap w życiu. - ten chłopak czytał w moich myślach.
Stuknęliśmy się kieliszkami i było słychać dość głośny brzęk szkła. W milczeniu, dość szybko skończyliśmy wino. Oboje chcieliśmy tego samego. Usta Norberta szybko odnalazły moje i pozwalały mi cieszyć się namiętnymi pocałunkami. Jego ręce wędrowały po moich plecach. Bez ogródek przeszliśmy do poważniejszych pieszczot. Po kilku chwilach nasze ciuchy leżały na podłodze, a my nadzy przylegaliśmy do siebie. Cieszyłem się seksem z Norbertem. Był to nasz drugi raz. Muszę przyznać, że pierwszy był bardziej udany. Niestety, gips wcale nie pomagał. Chyba nigdy nie byłem tak bierny w żadnej czynności! Na szczęście Norbert zajmował się mną doskonale i nie ukazywał żadnego rozczarowania.


Rano, gdy się obudziłem, Norbert siedział już umyty i przebrany na fotelu nieopodal łóżka. Popijał kawę i jadł kanapki. Kiedy się poruszyłem jego wzrok powędrował w moją stronę.
- Dzień dobry! Jak się spało? - podszedł i usiadł obok mnie.
- Ciężko. - roześmiałem się wskazując na nogę.
- Moja kochana nóżka - pogłaskał mnie po gipsie.
Po chwili poczułem jak jego ręka wślizguje się pod kołdrę i dotyka mego brzucha. Co za niewyżyty chłopak!
- O nie, ty się najadłeś, a ja mam być głodny? - zapytałem z wyrzutem.
- No dobraa. Zaraz ci coś zrobię.
Norbi zniknął w kuchni, a ja usiadłem na brzegu łóżka. Znalazłem bokserki, naciągnąłem je na siebie i poszedłem wziąć kąpiel. Przekręciłem zamek, bo chciałem na spokojnie pomęczyć się z moją nogą. Dobrze, że miałem wannę.
Kiedy już udało mi się umieścić w wodzie z nogą wystawioną na zewnątrz zauważyłem, że Norbert naciska klamkę.
- Ej, wpuść mnie.
- Chciałbyś...
- No weź!
- Wiesz jak ciężko było mi się ułożyć w tej wannie z tą nogą? Nie będę teraz wyłaził!
- Proszę. - jego błagalny głos zadźwięczał w moich uszach.
- Nie!
Moja odpowiedź zakończyła naszą dyskusję. Byłem pewien, że mój chłopak zajął się sobą do czasu kiedy usłyszałem trzaśnięcie drzwi wyjściowych. No pięknie! Brakowało tylko żeby się obraził, bo nie wpuściłem go do łazienki.
Postanowiłem, że zadzwonię do niego gdy tylko wyjdę.
Kiedy opuściłem pomieszczenie od razu wziąłem telefon i odnalazłem odpowiedni numer.
- Co jest? - odebrał po dwóch sygnałach.
- Gdzie jesteś?
- Nigdzie.
- Oj co się stało?
- Nic.
- Norbert, mi po prostu jest niewygodnie poruszać się z tym gipsem.
- Wiem.
- Więc w czym problem?
- Ty mnie odtrącasz!
- Norbert, wcale cię nie odtrącam. Wróć, porozmawiamy.
- Nie.
- Nie wygłupiaj się. - jedyne co usłyszałem to cisza. - Słyszysz? Proszę, wróć do domu.
- Jestem w drodze do domu.
- Do naszego domu.
- Co? - zaszokował się.
- Tak, traktuję to jak nowy etap w życiu. Jak nasz dom. Czekam na ciebie. - po tych słowach rozłączyłem się.
Co ma być to będzie. Teraz wszystko leżało w rękach Norbiego. Wiedziałem, że to nie jest takie proste. Jeszcze całkiem niedawno został bardzo zraniony przez byłego już faceta. Czasami za bardzo brał do siebie zupełnie nieistotne rzeczy. Jednak umieliśmy się dogadać i wyjść z każdego spięcia bez szwanku.
Kilka minut później zadzwonił domofon. Otworzyłem od razu, nie pytając kto jest na dole. Za chwilę Norbert już był w moim mieszkanku.
- Przepraszam. - podszedł do mnie i wręczył mi uroczy bukiecik kwiatów.
- Nie szkodzi. - przytuliłem go. - Wiem, że nie jest ci łatwo, ale staraj się nie działać tak pochopnie.
- Postaram się. Jeszcze raz przepraszam. - usłyszałem jak wdycha. - Kocham cię.
- Ja ciebie też. - pocałowałem go delikatnie, tak przelotnie jakby było to muśniecie skrzydeł motyla.

Do czasu obiadu nie robiliśmy nic innego poza leżeniem w objęciach i całowaniem się. To takie słodkie. Naprawdę mi się podobało. Później zamówiliśmy dużą pizzę i usadowiliśmy się na sofie. Kiedyś mój brzuch był maksymalnie napełniony odetchnąłem ciężko. Norbert za to wstał i poinformował mnie, że idzie na chwilę do samochodu i zaraz wraca. Ciekawiłem się czego zapomniał. Po chwili okazało się, że przyniósł swoją gitarę. Wziął poduszkę, rzucił ją na podłogę, i tam zajął miejsce. Już za moment słyszałem jak pięknie gra. Najpierw były to trudne do zidentyfikowania dźwięki, ale i tak rozpływałem się przy nich. Był bardzo zaabsorbowany strojeniem swego instrumentu. Dla mego faceta nawet w tym przypadku wszystko musiało być idealnie.
- Co mam zagrać? - zapytał mnie.
- Nie mam pojęcia. Graj co lubisz.
- No dobrze.
Jeszcze trochę uderzał bezcelowo w struny. Na szczęście nie musiałem długo czekać na piękny kawałek. Okazało się, że był to jeden z tych, który puściłem mu gdy jeszcze byłem pewien, że jest hetero i ma dziewczynę. Oh, jaki ja byłem głupi! Poza tym musiałem przyznać, że Norbi również nieziemsko śpiewał. W oczach miał ogromną pasję!


A hero of war
Yeah, that's what I'll be
And when I come home
They'll be damn proud of me
I'll carry this flag
To the grave if I must
Because it's flag that I love
 And a flag
that I will trust


                                                    
                                          Rise Against - Hero of war

Kiedy usłyszałem te słowa z jego ust, łzy popłynęły mi z oczu. Zawsze mocno przeżywałem tę piosenkę, jej słowa, ale wykonanie Norbiego przebiło wszystko. Wyłem jak bóbr i nie mogłem przestać.
- Co się dzieje? - mój facet przestał.
- Nic, po prostu to takie piękne. - chlipałem, a on mnie przytulał.
- Moja mała kochana beksa.
- Mój anioł. - przylgnąłem do niego z całej siły. - Norbert, powiedzmy o nas ludziom.
- Co?! - odsunął się zaszokowany.
- My to przeżyjemy, mamy swoje wsparcie. Zacznijmy od twoich rodziców. Może jeśli my to zrobimy inni młodzi homoseksualiści uwierzą, że można być szczęśliwym nawet z taką orientacją. - gadałem jak najęty. - Wprowadź się do mnie. Bądź moim przyjacielem, partnerem i kochankiem.
- Kochanie, ale ja się boję. - jego smutna mina sprawiała, że serce mi pękało.
- Wiesz, że masz mnie. Będę trwał przy tobie. Zobacz, nasi przyjaciele o nas wiedzą i jest świetnie. Z rodzicami też tak można.
- Raczej tylko z twoją mamą. - wytknął mi błąd.
- Nie, nie. Z twoją też tak można. I z tatą.
- Zawsze chciałem to zrobić, ale brakowało mi odwagi.
- Pomogę ci, zobaczysz. Mam dość siedzenie w ukryciu. Teraz będzie jeszcze gorzej. Będziesz musiał ich okłamywać idąc do mnie na noc.
- Masz rację.
- Spróbujemy? - spojrzałem na niego z czułością.
- Spróbujemy, ale powoli. Daj mi trochę czasu, muszę to przemyśleć, zastanowić się jak to zorganizować.
- Oczywiście, to nie jest proste. Potrzeba czasu, ale ta decyzja to ogromny krok.
- Taaa... - spochmurniał - Ogromniasty wręcz.
- Życie w prawdzie jest warte nawet tak dużych kroków.
- Racja.
Po raz kolejny wpadliśmy w swoje ramiona. Tym razem z wspólnymi decyzjami i planami na dalsze życie.

                                                        
Przepraszam za długą przerwę, ale brak weny, czasu i chęci. Tak, poznaliście właśnie moja prawdziwe ja - lenistwo górą.