niedziela, 14 października 2012

Spacer

Niedzielne popołudnie mijało mi strasznie leniwie. Nie mogłem w żaden sposób zmobilizować się żeby w końcu usiąść do lekcji. Chodziłem po domu rozanielony i nawet rodzice, którzy są wiecznie zabiegani zauważyli małą zmianę w moim zachowaniu.
- No powiedz jaką dziewczyną tam poznałeś? - ojciec próbował czegoś się dowiedzieć. Szkoda tylko, że nie dotarło do niego jeszcze iż od kilku lat nie mamy dobrego kontaktu.
- Nie twój interes. - próbowałem go spławić.
Mama tylko patrzyła i uśmiechała się do mnie. Zapewne gdyby ktoś obcy spojrzał na naszą rodzinę zobaczyłby w nas psychopatów. Gapią się na siebie i szczerzą zęby. Jednak tym razem nawet mi się to podobało.
Co jakiś czas sprawdzałem facebooka. Norbert nie był dostępny. Pojawiła się jednak Marta, z którą zamieniłem kilka słów. Napisałem też do Leny (przyjaciółki mojego faceta) jak minął weekend. Oh, jak nie lubiłem czekać! A w szczególności na coś tak przyjemnego jak rozmowa z moim chłopcem. Tak! Norbert to mój chłopak. W tak zwanym międzyczasie przesłuchałem kilkakrotnie naszą piosenkę. Teraz już mogłem tak ją nazywać. W głowie ciągle krążyły mi zdarzenia minionego weekendu. Mogłem przypominać je sobie w kółko. Na szczęście odezwał się Norbert i skupiłem się na tym co teraźniejsze.

Cześć :* - nadal cieszyłem się jak głupi z wirtualnego buziaka, którego mi wysłał. 


Hejo. Jak minął dzień?

Źlee :(
- Przestraszył mnie nie na żarty. Puls mi podskoczył.

Co się stało?!

Tęskniłem <3
- Jeeeej, co za wariat. Zestresował mnie!

Ja też. Spotkamy się jutro?

15:20 pod twoją szkołą.

Dobrze. Właściwie czemu nie mam twojego numeru telefonu?
- Zdziwiłem się sam sobie. Co ta miłość robi z ludźmi... Zapominam o podstawowych rzeczach.

Nie wiem :P To mój numer: 788965***

Mogę zadzwonić?

Za godzinkę. Paa :*
- I zniknął.

Godzina. 60 minut. Boże ile czekania. Wyjąłem książki i zacząłem odrabiać prace domowe. Na szczęście skupiłem się na tym wystarczająco i nawet nie zdałem sobie sprawy, że już mogłem dzwonić do Norberta.
Wyszukałem zapisany wcześniej numer. Po 3 sygnałach odebrał. Jak dobrze było słyszeć jego ciepły głos. Działał na mnie kojąco, a za razem podniecająco. Robiło mi się gorąco na myśl o naszych pocałunkach.
- Halo? - odebrał całkiem poważnie.
- Tu Oli, dzwonię tak jak się umówiliśmy.
- Aaaa, heeej. - zagadał wesoło. - Co robisz?
- Leżę sobie i myślę o tobie!
- W dodatku nie czujesz, że rymujesz.
Wybuchnęliśmy śmiechem. Nasza rozmowa trwała kilkanaście minut. W tym czasie zdążyliśmy opowiedzieć sobie o szczegółach dzisiejszego dnia, pofantazjować o wspólnie spędzonych chwilach, umówić się dokładnie na jutrzejsze spotkanie oraz życzyć kolorowych snów.
Musiałem przyznać, że moje sny rzeczywiście przybrały tęczową barwę. Nie męczyły mnie koszmary, które wcześniej dość często nawiedziały moją głowę. Bardzo mi to na rękę. Nie powiem, że nie.
Zasnąłem po kilku minutach i w nocy nie obudziłem się ani razu. Zerwałem się dopiero rano na dźwięk budzika. Radnosnym krokiem ruszyłem do łazienki. Podśpiewując przygotowałem się do szkoły jak co rano. Muszę przyznać, że śniadanie było smaczniejsze, ludzie na ulicy jakby milsi, a padający deszcz przyjemnie orzeźwiający. Zakochałem się. To prawda.
Tradycyjnie Marta czekała pod szkołą. Zdziwiłem się, gdy na przywitanie wyściskała mnie mocno. Zwykle tego nie robiła, ale uznałem to jako przejaw sympatii ludzkiej.
- Jak tam impreza? - zapytała mnie. Jak zwykle była uśmiechnięta od ucha do ucha.
- A wiesz, nawet nieźle. Następnym razem musisz pojechać! - nakłamałem własnej przyjaciółce! Spłonę w piekle!
- Oh, wiem, że beze mnie na pewno było ci nudno! - zaczęła się przekomarzać.
- Wcale, że nie!
- Wcale, że tak. - odparła spokojnie.
Dzwonek przerwał naszą beztroską rozmowę. Jak zwykle w pośpiechu wpadliśmy do szatni, a potem spóźnieni na lekcje. Mimo to życie nadal wydawało się piękne.
Przez cały dzień moja przyjaciółka nie opuszczała mnie na krok. Lubiłem takie dni kiedy nie znikała co chwilę z koleżankami. W sumie muszę wyznać, że jestem odludkiem i nie mam dobrych znajomych w klasie. Obecność Marty jedynie potęgowała mój wyśmienity humor. Dzięki niej również czas płyną szybciej, a to było bardzo ważne. Nie lubiłem tych męczarni związanych z oczekiwaniem na Norberta.
Gdy o 15:15 zabrzmiał dzwonek kończący naszą lekcję czułem jakbym posiadał skrzydła i latał dwa centymetry nad podłogą. Szybciej niż zwykle przebrałem się i oczywiście ponaglałem Martę. Gdy wyszliśmy przed szkolę było jeszcze pusto. Naprawdę błyskawicznie się uwinęliśmy. W dali zobaczyłem mojego chłopaka.
- Martuś, muszę lecieć. Umówiłem się z Norbim.
- Dobra, a gdzie idziecie?
- Aaaaa... - potrzebna była szybka wymówka. - Na kręgle.
- To miłego dnia. - Nagle Marta zbliżyła się do mnie i pocałowała mnie.
Stałem na środku placu szkolnego jak głupek nie wiedząc za bardzo co mam robić. W końcu odsunąłem ją od siebie i pognałem w kierunku czarnego samochodu. Byłem skołowany. Liczyłem jedynie na to, że Norbert nic nie widział.
- Cześć. - starałem się wyglądać na beztroskiego, gdy wsiadłem do jego auta. - Jak dzień?
- Widziałem. - zerce zabiło mi mocniej.
- Norbert, to nie tak.
- Cicho. - przerwał mi dość brutalnie.
- Posłuchaj...
- Zamknij się. - Tym razem zrobił to zdecydowanie groźniej. - Nie będziemy tu rozmawiać.
Jechaliśmy w nieznanym mi kierunku. Nawet nie próbowałem zacząć rozmowy, bo wiedziałem, że nic to nie da. Musiałem czekać. Zjechaliśmy w boczną uliczkę, później w jakąś piaskową dróżkę. Znaleźliśmy się na totalnym pustkowiu.
- Słuchaj. - warknął do mnie Norbert. - Jak tak ma to wyglądać to wiesz co? Spierdalaj!
- Dasz mi się wytłumaczyć? - spojrzałem na niego ze łzami w oczach.
- Tu nie ma nic do tłumaczenia. Przelizałeś się na moich oczach i to z panienką.
- Norbert, to ona mnie pocałowała. Skąd mogłem wiedzieć, że to zrobi?!
- Nawet jej nie odepchnąłeś!
- Odsunąłem się kiedy zdałem sobie sprawę z tego, co się dzieje. Byłem zszokowany. Zrozum mnie.
- Nie widziałem... - Usłyszałem zwątpienie w jego głosie.
- Bo wsiadłeś do samochodu! Nie rozumiesz, że nie miałem na to wpływu! Nie miałem pojęcia, że ona coś do mnie czuje! - mój krzyk był pełen żałości. Bałem się, że go stracę.
- Olivier, mój poprzedni facet zawiódł mnie właśnie w ten sposób. Był z innym będąc ze mną. Myślisz, że dobrze się czułem patrząc jak twoja przyjaciółeczka dotyka ust, które ja niedawno dotykałem...
- Nie. Wiem, że nie. - Tym razem ja mu przerwałem. - Dlatego właśnie nie oddałem tego pocałunku! Zostawiłem ją bez słowa i poleciałem do ciebie. Uwierz mi!
- Dobrze, niech ci będzie. - Widziałem, że ciężko mu jest przyznać mi rację. Widok, który ujrzał był dla niego bardzo bolesny.
- Norbert, kocham cię. - moje wyznanie zagęściło atmosferę. W ciszy czekałem na reakcję chłopaka.
- Oli, ja ciebie też. - Łzy popłynęłu mu po policzkach. - Gdy zobaczyłem cię z Martą świat mi się zawalił. Przepraszam.
- Nie szkodzi. Już dobrze. - przytuliłem się do niego. - Pierwsza kłótnia za nami.
- Kiedyś musi być ten pierwszy raz. - uśmiechnął się delikatnie. - Spacer?
- Spacer!
Wysiedliśmy z samochodu i poszliśmy spokojnym krokiem przez mokrą trawę. Poczułem jak Norbert wsuwa swoją dłoń do mojej kieszeni i łapie mnie za rękę. Zrobiło mi się strasznie przyjemnie! Spojrzałem na niego, a on uśmiechnął się zawadiacko i zatrzepotał rzęsami.
- Robisz to jak dziewczynka. - wybuchnąłem śmiechem.
- Nieprawda!
- Prawda!
- Kłamiesz. - tupną nogą śmiejąc się przy tym w głos. Miałem wątpliwości czy naprawdę jest dorosłym mężczyzną.
Reszta spotkania upłynęła nam na rozmawianiu głównie o naszych rodzinach. Obaj mieliśmy słaby kontakt z rodzicami i masę wątpliwości jak zareagują na wieść o naszej orientacji. Ciekawiło mnie jak zniosą informację o naszym związku. Może ucieszą się, że jestem właśnie z Norbertem. A może wprost przeciwnie. Na szczęście musiałem odrzucić te wszystkie rozterki, bo mój facet właśnie wziął mnie w objęcia i pocałował namiętnie.
- Dlaczego dopiero teraz to robimy? - świdrował mnie swoim cudownym wzrokiem.
- Najpierw byłeś na mnie poważnie zły, a później trzepotałeś rzęsami jak dziewczynka! - przypomniałem mu za co dostałem kuksańca w bok.
- Jeszcze raz tak do mnie powiesz to dostaniesz ode mnie karę!
- Jaką?
- Jeszcze nie wiem, ale na pewno coś wymyślę.
- Trzymam cię za słowo. - przytuliłem się do niego.
- Chodź, wracamy już, bo robi się strasznie zimno.
- Dobry pomysł. Moi rodzice i tak mnie zjedzą za coraz późniejsze powroty.
- Twoi rodzice są kanibalami? - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
- Nie słyszałeś? - udałem zdziwienie. - To taka nowa dieta. Dziecko na kolację.
- I wszystko jasne. - znów złapał mnie za rękę i ruszliśmy do samochodu.
Podczas jazdy nie rozmawialiśmy zbyt wiele. Norbert skupił się na drodze, która była śliska przez padający deszcz. Gdy dojechaliśmy pod mój dom zgasił silnik i spojrzał na mnie czule.
- Zadzwonię później, dobrze? - zapytał głaszcząc mnie po policzku.
- Pewnie. Będę czekał.
- Leć już żeby rodzice się nie złościli.
- Lecę. - Pocałowałem go przelotnie i wyskoczyłem z auta.
W domu nie spotkałem się z pretensjami rodziców. Siedzili razem przy stole popijając ciepłą herbatę. Ojciec poprosił mnie abym usiadł z nimi bo mieli mi coś do powiedzenia. Spojrzałem na ich twarze i nie wiedziałem czy lepiej uciekać, a może jednak zostać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz