Nie wiem jak długo tkwiłem w jego objęciach. Gdy się ocknąłem zauważyłem, że jego koszulka jest cała mokra od moich łez.
- Przepraszam. - wyszeptałem zmieszany.
- Nie szkodzi. -- uśmiechnął się smutno. - Jak się czujesz?
- Jak przerzuty i wypluty.
- To niedobrze. - rozczochrał moje włosy i poklepał mnie po ramieniu. - Trochę zgłodniałem. Może coś nam przyrządzę?
- Jasne. - chociaż nie byłem głodny zgodziłem się aby nie sprawić Norbertowi przykrości.
Obserwowałem jak podnosi się z kanapy i zmierza do słonecznej kuchni. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na idealny porządek jaki tam panował. Na zlewozmywaku nie było ani jednej kropli wody. Dokładnie wyczyszczony kran, bez śladu kamienia aż zachęcał aby się w nim przejrzeć. Kuchenka natomiast wyglądała jakby nikt jeszcze nigdy jej nie używał. Uświadomiłem sobie, że cały dom jest taki surowy, bez życia, z wyjątkiem pokoju Norberta gdzie panuje artystyczny nieład (tak Norbi nazywał bałagan).
- Wy tu w ogóle mieszkacie? - zaskoczyłem mego chłopaka tym pytaniem.
- Nie rozumiem cię.
- Ten dom jest taki idealnie uporządkowany, nie widać, że ktoś tu mieszka.
- Ah, o to ci chodzi. Prawdę mówiąc rzadko. To znaczy ja jestem tu prawie cały czas, ale rodzice wiecznie gdzieś wyjeżdżają. No a moje miejsce jest tam. - wskazał na swoją sypialnię. - Nic więcej nie potrzebuję.
- A kuchnia?
- Jak jestem sam jem na mieście, w domu robię sobie co najwyżej kanapki.
- Chyba nie umiałbym tak żyć.
- Do wszystkiego da się przyzwyczaić. - rzekł smutno i wrócił do krojenia warzyw.
- Idę obejrzeć dom dokładnie. - poinformowałem Norberta i ruszyłem korytarzem.
Pierwsze drzwi, do których doprowadziły mnie nogi, skrywały za sobą biblioteczkę. Wszędzie stały regały zapełnione po brzegi książkami. Czułem się tu jak w niebie. Zmierzałem między półkami patrząc na olbrzymią kolekcję. Były tu lektury zarówno młodzieżowe jak i te dla dorosłych. Niektóre stanowiły klasykę, innych zupełnie nie kojarzyłem. W rogu pomieszczenia widniał fotel, wyglądający na bardzo wygodny. Obity był zielonym pluszem, wykończony ciemnym, lakierowanym drewnem. Doskonale pasował do oliwkowych ścian. Przyjrzałem się zdjęciom zawieszonym wszędzie gdzie się dało. Poznałem na nich małego Norberta z rodzicami, kończącego gimnazjum, z przyjaciółmi. Białousowie bardzo kochali swoje dziecko. Stwierdziłem, że muszę tu jeszcze wrócić, bo moje oczy nie mogły się nacieszyć tym pięknym widokiem. Zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem dalej. Minąłem kilka niezamieszkałych sypialni, zapewne gościnnych. Urządzono je w jasnych, przyjemnych kolorach. Zaryzykowałbym stwierdzenie iż były nijakie. W końcu trafiłem do gabinetu taty Norberta. Pozwoliłem usiąść sobie na skórzanym fotelu przy masywnym dębowym biurku. Było tam pełno faktur i innych papierów. Spojrzałem na zdjęcie oprawione w stylową ramkę. Oczywiście zobaczyłem Norberta piętnasto, może szesnastoletniego. Trzymał na ramionach dziewczynkę w wieku przedszkolnym, a obok stali uśmiechnięci rodzice. Byłem prawie pewien, że musi to być jego siostra. Byli jak dwie krople wody. Niestety, nic nie wiedziałem o jakimkolwiek rodzeństwie mojego faceta. Czułem, że skrywa się za tym jakaś tajemnicza historia. Jednak nie miałem czasu się nad tym zastanawiać. Z rozmyślań wyrwał mnie głos Norberta.
- Jedzenie gotowe, chodź!
Ruszyłem powoli w stronę kuchni. Z każdym krokiem wyczuwałem coraz bardziej intensywny aromat bazylii. No tak, mój ukochany zaskoczył mnie makaronem z zielonym pesto. Nie mogłem mu odmówić kulinarnego talentu. Nawet jego tosty miały wyjątkowy smak.
- Zjesz? - spojrzał na mnie pytająco.
- Tak, chętnie. - usiadłem przy stole a Norbi nałożył mi porcję.
- To co dziś robimy? - chłopak zaczął rozmowę.
- Najpierw spotkamy się z Martą. Chcę jej serdecznie podziękować za przyjaźń. - powiedziałem z szyderczym uśmiechem. - A potem rodzice... Niestety, muszę im powiedzieć o sobie, bo i tak niedługo się dowiedzą.
- Tak sądzisz? - przełknął kęs dania. - Może uda się to przed nimi ukryć.
- Nie, nie chcę ukrywać. Będzie gorzej jak znajomi im powiedzą. Muszę sam temu sprostać.
- No dobrze, to kiedy wychodzimy?
- Zaraz napiszę do Marty. - mówiąc to wyciągnąłem telefon i wystukałem krótką wiadomość:
Za godzinę, w naszym parku ok?
Położyłem telefon na stole i kontynuowałem jedzenie. Nie musiałem długo czekać, bo już za chwilę komórka delikatnie zawibrowała.
Niech będzie.
- Za godzinę musimy być w parku niedaleko mojej szkoły. Marta będzie czekać.
- Zgodziła się? - wydawał się nieco zdziwiony. - Myślałem, że będzie cię unikać.
- Nie, ona taka nie jest.
- No dobrze. - skończył swój posiłek. - Pozmywasz? Umyłbym się szybko.
- Jasne, leć.
Zmyłem wszystkie naczynia, które zabrudziliśmy i również poszedłem pod prysznic. Przydałoby się ogolić, ale nie miałem ze sobą maszynki, a nie chciałem już prosić Norberta. Gdy wszedłem czysty i ubrany do salonu mój chłopak już na mnie czekał.
- Jedziemy? - zapytał.
- Oczywiście. - skinąłem głową - To będzie ciężki dzień.
- Przeżyjemy to. - spojrzał na mnie czule. - Razem.
Ucałowałem go przelotnie i udaliśmy się do jego samochodu. Było mi bardzo zimno dopóki ogrzewanie zaczęło działać. Przyznam się, że stres również wywoływał drżenie mojego ciała. Norbert doskonale rozumiał, że sytuacja nie jest łatwa więc nie męczył mnie rozmowami. Pozwolił abym ułożył sobie wszystko dokładnie. Niestety, niełatwo było się skupić. Przyłapywałem się na atakach paniki i chęci powrotu do przytulnego pokoju mego chłopaka. Na szczęście byłem dość konsekwentny w swoich decyzjach więc udało mi się powstrzymać. Przez całą drogę układałem sobie, co mam powiedzieć mojej byłej przyjaciółce, ale na miejscu o wszystkim zapomniałem! Żołądek fikał mi nieznośne koziołki, a skronie pulsowały.
- Wysiadasz? - Norbert był widocznie zaskoczony, że nadal tkwię w aucie.
- Tak, ty też.
- Ja?! - krzyk Norbiego zagłuszył radio.
- Tak ty. Jesteś moim partnerem, ale też przyjacielem. Chcę byś mi towarzyszył.
- No dobra, chodźmy. - niechętnie wysiadł z samochodu.
Żwawym krokiem szliśmy przez park. Omijaliśmy wielkie kałuże, powstałe przez padający ostatnimi dniami deszcz. Na szczęście dzisiaj było względnie sucho. Dotarliśmy nieopodal fontanny i usiedliśmy na ławce. Marty jeszcze nie było. Zacząłem podziwiać jesienną naturę. Drzewa miały coraz mniej liści. Te, które jeszcze się trzymały były żółte, pomarańczowe i czerwone. Słońce nieśmiało przebijało się przez ciężkie, szare chmury. Poczułem jak Norbert ściska mnie za rękę. Widziałem Martę. Szła wolnym krokiem od strony szkoły. Sylwetkę miała skuloną, widziałem w niej stres. Serce zabiło mi mocniej. To była naprawdę ciężka sytuacja. Nie wiedziałem jak sobie poradzę.
- Cześć. - jej oziębły ton mnie odrzucał.
- Po co to zrobiłaś? - zapytałem od razu.
- A po co uwodziłeś mnie od zeszłego roku?! Zawsze byłeś blisko, komplementowałeś. A później zostawiłeś mnie dla... dla niego! - zaszkliły jej się oczy.
- Ja cię uwodziłem?! Do cholery byłaś moją przyjaciółką. Komplementowałem cię, bo zasługiwałaś. Taka jest moja natura! Od dawna byłem pewien, że nie jestem hetero.
- Gówno prawda. Wiem, że wolisz dziewczyny, a jemu tylko chcesz się przypodobować, bo twój ojciec dostanie lepszą pracę - z trudem powstrzymywała krzyk.
- Nikomu nie chcę się przypodobać. Mam prawo kochać tak jak każdy inny. A obiektem moich uczuć jest Norbert.
- Zobaczysz, twoi rodzice się dowiedzą. - jej groźba brzmiała tak śmiesznie, że ledwo pohamowałem chichot.
- Tak, dowiedzą się. Po naszym spotkaniu do nich jedziemy. - uśmiechnąłem się triumfalnie.
- Za to w szkole nie będziesz miał życia! - Marta łapała się wszystkiego czego tylko mogła. To było takie żałosne.
- Zmienię szkołę. - odparłem ze stoickim spokojem. - Marto, nie zagrozisz mi. Nie masz takiej siły. Szkoda, że poświęciłem ci w przeszłości tyle czasu. Nie lubię marnotrawstwa.
- Spieprzaj. - dziewczyna wysyczała przez zęby, odwróciła się na pięcie i odeszła.
Siedzieliśmy przez chwilę milcząc. Zrobiło mi się niesamowicie lekko. Jakby z mego serca spadł wielotonowy głaz.
- To co, do twoich rodziców? - Norbert był dziwnie wystraszony.
- Tak. - odetchnąłem głęboko. - Jesteś zdenerwowany?
- Bardzo.
- Weź głęboki wdech i się uspokój, połowa za nami.
- Dopiero.
- Aż. - wstałem i pociągnąłem Norberta za sobą.
Miałem ogromną ochotę go pocałować. Posmakować jego ust. Prawie biegiem pędziłem do samochodu by wreszcie dotknąć jego warg. Gdy tylko znaleźliśmy się w aucie zrobiłem to bardzo namiętnie i zaborczo. Dłonie Norberta wsunęły się pod moją kurtkę i głaskały moje plecy. Niestety musieliśmy przerwać dość szybko, bo byliśmy w miejscu publicznym i mieliśmy jeszcze jedną sprawę do załatwienia.
- W razie potrzeby będę mógł u ciebie zostać do powrotu twoich rodziców? - zapytałem mego chłopaka.
- Pewnie. Nawet dłużej. I tak pewnie w poniedziałek znów wyjadą więc na weekend podjechalibyśmy do domku, za miasto.
- Fajnie. Dziękuję. - ścisnąłem jego rękę, która znajdowała się na skrzyni biegów.
- Nie ma za co. Jestem z ciebie bardzo dumny wiesz?
- Wieeeeem. - uśmiechnąłem się najszerzej jak potrafiłem.
Dalszą część drogi starałem się wyciszyć więc skupiłem się na nuceniu piosenek, które leciały w radiu. Zdziwiło mnie, że niektóre z nich nieźle znałem chociaż nie znajdowały się w moim odtwarzaczu.
Podjechaliśmy pod mój dom. Dopiero wtedy zacząłem odczuwać narastający strach. Bałem się odrzucenia, wyśmiania, krzyku i złości. Nie wiedziałem jak rodzice uporają się z moją odmiennością.
- Idziemy. - zarządziłem.
- Znowu ja? - Norbert widocznie się zestresował.
- Tak, znów ty. Powiemy od razu o naszym związku.
- A jak moi rodzice się dowiedzą? - jego wątpliwości były zrozumiałe.
- Może moi rodzice mnie nie zaakceptują, ale nie są aż tak źli by zniszczyć życie komuś innemu. Obiecuję, że twoi się nie dowiedzą.
- Dobrze.
Ruszyliśmy do drzwi. Nacisnąłem klamkę. Jak zwykle było otwarte. Kiedyś ktoś się włamie i może wreszcie nauczą się zamykać drzwi.
- Cześć! - krzyknąłem w progu.
- Boże, jesteś. - mama wyleciała z kuchni i mocno mnie przytuliła. - Tak się martwiłam.
- Przecież pisałem, że żyję. Nocowałem u Norberta. - dopiero wtedy mama zwróciła uwagę na gościa.
- Dzień dobry pani. - Norbi uśmiechnął się nieśmiało.
- Witaj. Dziękuję, że zaopiekowałeś się naszym synem.
- Nie ma sprawy.
- Wejdźcie do salonu. - mama przypomniała sobie o obowiązkach gospodyni. - Porozmawiamy.
Rozejrzałem się po naszym domu. Ten aż tętnił życiem. Na stoliku leżały różne czasopisma, puste szklanki. W kuchni było pełno okruchów i jedzenia. Miło było znów być w domu. Niestety, nie wiedziałem na jak długo.
- Synku, nie musisz jechać z nami do Rzeszowa. Wynajmiemy ci mieszkanie, ale będziesz musiał nas często odwiedzać. - słowa mamy były lekiem na moje strzaskane serce.
- I nic nie zmieni tej decyzji?
- Niektóre rzeczy mogłyby ją zmienić.
- No to podaj przykłady. - musiałem się upewnić czy mogę powiedzieć jej o związku z Norbertem.
- Wiesz alkohol, narkotyki...
- To mnie nie dotyczy.- przerwałem rodzicielce. - Właściwie gdzie jest tato?
- A wiesz, wyjechał załatwić sprawy z przeprowadzką i nową pracą.
- To dowie się później. - nie chciałem odwlekać rozmowy.
- O czym?
- Mamo, a co jeżeli się zakochałem? To też nie zmieni waszej decyzji? - miałem wrażenie, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej.
- Skądże! Oli, kto to jest? - mama była wyraźnie podekscytowana.
- Mamo, to Norbert. - wypowiadając te słowa przytuliłem się do mego chłopaka - Jestem gejem...
Słowa zawisły między nami i słychać było tylko moje bijące serce...
uwielbiam Twojego bloga, masz talent .
OdpowiedzUsuńale mogłaś przerwać w takim momencie?!
czekam na nn. :D
Bardzo mi miło :) kolejna część już wkrótce!
Usuń